Archiwum czerwiec 2004


cze 29 2004 chomik spierdalaj!
Komentarze: 4

ja soschla suma... tzn tak powinien  powiedziec ten maly pojeb ktory pisal notki na tej marnej imitacji bloga. dobra ale od poczatku aga wypierdolila do wariatkowa bo chciala przeruchac swojego chomika haha zabije mnie jak to przeczyta w kazdym razie ja musze przejac po niej wszelkie obowiazki.  dzien minal na fazie... byl rytualny polamany szlug, snikers, porod, przejazdzka z gizikiem (parowa) i karna wysiadka a potem agulina zaczela cos pierdolic o mojej figurze z lat gdy bylysmy obie niewinne i czyste jak nie przymierzajac czolgistka i kleszcz w jednym... a teraz nadejszla w konicu moja chwila chwaly hahahaha i moge cos napisac na jej wlasnym blogu :] kurwa ale ja pierdole... dobra koncze pozdro piter jabol ufo i wszyscy ci ktorzy robia minety z torebka foliowa na jezyku... love wzgorek baj

 

 

odyseya : :
cze 28 2004 wesolego alleluja... sprosna swinio
Komentarze: 5

moj fader ma dzisiaj urodziny... alez mnie kurwa dumna rozpiera...

 

I tutaj specjalne brawa dla Agniełszy, ktora ugotowala dzisiaj swoja pierwsza zupe w zyciu! nie krepujcie sie z oklaskami, jestem genialna... Szkoda tylko, ze nie dane bylo mi zjesc ja(pomidorowke) w calosci(z ryzem)... no ale w tym momencie nic nie poradze na DROBNE schizy mojej mamusi... ktore wyrwaly mnie z tego ogromu pracy w kuchni i kazaly wracac do domu... na szczescie niedaleko ;] ogolnie to sie tym staram nie przejmowac, ale...

naprawde mnie wkurwia fakt, ze ktos mowi mi, ze jestem nieodpowiedzialna... chociaz wysprzatalam cale mieszkanie (wanne nawet kurcze umylam, co mi sie raczej zadko zdarza) i pokroilam warzywa do salatki(nie zdawalam sobnie sprawy, ze trzymanie w reku tasaka moze byc takie podniecajace :>), tak jak mnie ktos o to prosil... nie wspomne jeszcze nawet o tym, ze ciagle powtarza mi wszystko po 500 razy i robi ze mnie idiotke, bo nie wiem np jak jajka przygotowac... moja mama: 'bo ty mi nigdy nie pomagalas i ja nie wiem czy ty umiesz to dobrze zrobic!" nosz kurfa... brawa dla niej... wyprowadzila mnie tym z rownowagi...

W kazdym badz razie Nowka z zupy sie cieszyl i nastepnym razem mamy zamiar ugotowac cos bardziej ambitnego... np zurek :D chyba czesciej zaczne wpadac do niego na kawe...  Jesli nie wyplynie w rejs to szykuja sie calkiem ciekawe wakacje... ba, moze nawet i pojedzie sie na szanty do krakowa... tylko wtedy juz nie bedzie tak, jak kiedys w Gizycku :>

 

Kulka ty byku... >:)

odyseya : :
cze 24 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

licealia... ach uwielbiam takie dni, kiedy to mozna ze znajomymi powylegiwac sie na sloncu... zjesc parowki z bulka i ketchupem z grafitti, zjesc cholernie ostra pizze w manhattanie i przy tym narobic troche wiochy, robic kanapki nie zwarzajac na przechodni... lezec na Cezarym Szyjce(PAL SZESC!), robic maseczki z lisci Kosciejowi... a przy okazji tych wszystkich rzeczy robic zdjecia z Kosciejowego telefonu...

jedno z nich, w Manhattanie z Dafitem...(odswiezajcie ile wlezie)

Dawno juz o tym nie myslalam, ale teraz, wlasnie teraz, chce jak najszybciej wyprowadzic sie z domu... do Krakowa. Jestem zakochana w kocich lbach i starych kamienicach... taki wlasnie obraz mam w myslach, pomimo tego, ze nigdy tam nie bylam...

 

odyseya : :
cze 23 2004 Bez tytułu
Komentarze: 1

macie szczescie, ze nie mam zadnych zawachan psychicznych... chcialabym zadac wam najciezszy bol... zabic sie... ale tego nie zrobie, cos mnie tu trzyma... bo cos chce zebym tu zostala...

jak ja pierdole to zycie....!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

odyseya : :
cze 22 2004 'dont never give up, just look at... there...
Komentarze: 2

dziekuje, ze sie odezwalas... i co z tego, ze skonczylo sie krzykiem?! chyba zaczynam sie przyzwyczajac, tyle, ze sama nie wiem dokladnie do czego... naprawde sie martwilas o mnie, czy tylko nie mialas sie na kim wyrzyc? no rozumiem... a mi dzisiaj bylo tak dobrze, nie tylko dlatego, ze z dala od domu... bylam z ludzmi, ktorym zalezy na mnie chociaz troche... cudownie jest czuc cos takiego... a moze znow sie myle. Moze bylo poprostu dobrze,, bo z dala od domu...

chce utopic sie w muzyce... w uszach miec lipnicka i portera... czytac ksiazki i jesc truskawki...

myslalam, ze wczoraj jestem w stanie malowac, wyjelam farby, czarny brystol... namalowalam pare skrzydel, jedne z nich byly turkusowe, takie, jakie kamienie chcialabym miec w pierscionku... naprawde chcialam namalowac cos wartosciowego na co moglabym spojrzec pozniej i pomyslec o tamtym dniu, kiedy bylo mi tak zle, wspominac...  cos zdechlo we mnie, nie potrafie juz malowac, juz nie potrafie przelac na kartke swoich uczuc... cos stracilam :( 

Teraz dopiero jestem w stanie przyznac Ci racje... pamietasz nasza rozmowe? teraz ja chce cofnac czas, tak jak ty wtedy... ale ja chce pokonac wieksza odleglosc, chce byc malym roztrzepanym dzieckiem, ktory siedzac po cichu pod stolem w kuchni mlotkiem rozwalal zegarki...

nie chce sie urzalac nad soba, nie chce tym bardziej, zeby robil to ktos inny, pisanie mi pomaga, muzyka mi pomaga... nauczylam sie plakac na zawolanie, na wspomniana mysl... to naprawde bardzo pomaga, ale tylko wtey, kiedy jest sie samym... pracuje nad tym, zeby sie poprostu dolaczyc na jakis czas... nie myslec... tak bardzo chce zeby mi sie udalo...

'dont never give up, just look at... there is the angel on the way?'

odyseya : :